12, stycznia 2011r.
Stałam pod skocznią pocierając
zmarznięte ręce. Płatki białego puchu opadały na mnie i wszystko wokół tworząc
nieskazitelnie białą pierzynę. Odwróciłam się w stronę wyjścia z obiektu
szukając wzorkiem wysokiego bruneta o mocno niebieskich tęczówkach.
- Hej. – usłyszałam niespodziewanie męski głos za plecami i momentalnie się odwróciłam. Widok chłopaka na, którego tyle czekałam wywołał na mojej twarzy gigantycznych rozmiarów uśmiech.
- Zmarzłaś? – spytała zatroskany brunet przytulając mnie do siebie.
- Nie bardzo. – odpowiedziałam lekko mijając się z prawdą, bo praktycznie nie czułam palców.
- Mówiłem ci, że powinnaś nosić czapkę. – oznajmił chłopak i zdjął swoje nakrycie głowy, by po chwili mi je przekazać. – Zakładaj. – rozkazał z rozbawieniem.
Westchnęłam i przewróciłam oczami. Przy niebieskookim czułam się, jak dziecko nie tylko z powodu dużej różnicy wzrostu, ale również dlatego , że często tak mnie traktował. Lubił się o mnie troszczyć, pomagać, tylko ja nie za bardzo przepadałam za jego rolą niani.
Tym razem, jednak posłusznie wciągnęłam na głowę jego szarą, wełnianą czapkę i wyszczerzyłam się zadowolona.
- Gotowe. - stwierdziłam.
Brunet popatrzył na mnie z uznaniem.
- Pasuje ci. – powiedział i schylił się dając mi całusa w czerwony od zimna policzek.
- Teraz mogę się wszystkim chwalić, że noszę czapkę Grześka Miętusa. – oznajmiłam wesoło i naciągnęłam materiał jeszcze bardziej na uszy.
Spojrzałam w piękne niebieskie tęczówki chłopaka. Byłam bardzo szczęśliwa, chyba najszczęśliwsza na świecie. Miałam kochanego chłopaka, który zawsze się o mnie troszczył i po, którego codziennie przychodziłam po treningu. To nic, że marzłam jak głupia wypatrując, czy już wychodzi. On wszystko rekompensował, bo wystarczy, że się pojawiał i już wszystko było dobrze. Uwielbiałam jego zapach, cudny uśmiech i świadomość, że jest tylko mój. Miałam Grześka Miętusa na wyłączność i zazdrościłam tego sama sobie.
- Chodź już, bo tu zamarzniesz. Obiecałem mojej mamie, że wpadniesz dziś do nas na obiad, będą twoje ulubione naleśniki. – powiedział Grzesiem ciągnąc mnie w stronę drogi.
- Kocham cię, wiesz? – wyszeptałam wtulając się w niego.
- Wiem i ja ciebie też. – odpowiedział szeptem brunet i schylił się złączając nasze wargi razem.
26, marca 2013r
Szłam jedną z mocno zaśnieżonych uliczek Zakopanego. Wszędzie dookoła panował mrok, a jedynym źródłem światła wskazującym mi drogę były ustawione w rzędzie latarnie. Jedna obok drugiej stały niczym strażniczki pilnując, aby nikt nie zboczył ze ścieżki. Mi, jednak nie musiały pomagać, znałam drogę na pamięć. Chodziłam tędy od dwóch lat, kurs Dom-Skocznia był mi doskonale znany. Teraz, jednak przyspieszyłam kroku spoglądają na zegarek i dostrzegając, że jestem mocno spóźniona. Wieczorny trening Grześka zakończył się już piętnaście minut temu, a on pewnie nadal stał i marzł czekając na mnie.
- Gdzieś ty się tyle podziewała? – usłyszałam z ust niebieskookiego, kiedy dotarłam na miejsce.
Pełen pretensji głos mojego chłopaka lekko mnie zasmucił.
- Tak wyszło, przepraszam. – odpowiedziałam posyłając brunetowi skruszone spojrzenie.
- Wiecznie, to samo. Czy ty nigdy nie potrafisz być na czas? – na słowa Grześka poczułam ukłucie w sercu. Zawsze mnie o wszystko obwiniał.
- Naprawdę starałam się, jak mogłam, żeby zdążyć. – próbowałam się tłumaczyć chodź i tak wiedziałam, że to nic nie zmieni.
-Daruj już sobie. Wiem, że masz pełno spraw ważniejszych ode mnie. Powinienem się przyzwyczaić. – burknął brunet i ruszył w stronę ulicy nie czekając na mnie.
Nasza relacja przez dwa lata trwania naszego związku bardzo się zmieniła. Sielanka była tylko chwilowa. Gdzieś w połowie wielkie uczucie wygasło, słodkie słówka przestały się pojawiać, a romantyczne gesty stały się rzadkością na końcu w ogóle zanikając. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz Grzesiek mnie przytulił i powiedział, że kocha. Jego zakochane, pełne radości spojrzenie mogłam oglądać już tylko we wspomnieniach. Ten Grzesiek, w którym się zakochałam, ten wesoły, dowcipny podrywacz gdzieś wyparował, zniknął, a ja straciłam wszelką nadzieje, że kiedykolwiek powróci. Nasze rozmowy zastąpiły ciągłe kłótnie, o wszystko, nawet najmniejszy drobiazg. Zaczynało się cudownie, jak w bajce. Czuliśmy się, jak królowie Zakopanego, młodzi i zakochani mogliśmy wszystko. Nie wiem, co stało się z naszym uczuciem, nie wiem i chyba nigdy się tego nie dowiem. Marzyłam, żeby, to naprawić, żeby było jak dawniej, ale później pojawił się on. A on wszystko zmienił.
- Hej. – usłyszałam niespodziewanie męski głos za plecami i momentalnie się odwróciłam. Widok chłopaka na, którego tyle czekałam wywołał na mojej twarzy gigantycznych rozmiarów uśmiech.
- Zmarzłaś? – spytała zatroskany brunet przytulając mnie do siebie.
- Nie bardzo. – odpowiedziałam lekko mijając się z prawdą, bo praktycznie nie czułam palców.
- Mówiłem ci, że powinnaś nosić czapkę. – oznajmił chłopak i zdjął swoje nakrycie głowy, by po chwili mi je przekazać. – Zakładaj. – rozkazał z rozbawieniem.
Westchnęłam i przewróciłam oczami. Przy niebieskookim czułam się, jak dziecko nie tylko z powodu dużej różnicy wzrostu, ale również dlatego , że często tak mnie traktował. Lubił się o mnie troszczyć, pomagać, tylko ja nie za bardzo przepadałam za jego rolą niani.
Tym razem, jednak posłusznie wciągnęłam na głowę jego szarą, wełnianą czapkę i wyszczerzyłam się zadowolona.
- Gotowe. - stwierdziłam.
Brunet popatrzył na mnie z uznaniem.
- Pasuje ci. – powiedział i schylił się dając mi całusa w czerwony od zimna policzek.
- Teraz mogę się wszystkim chwalić, że noszę czapkę Grześka Miętusa. – oznajmiłam wesoło i naciągnęłam materiał jeszcze bardziej na uszy.
Spojrzałam w piękne niebieskie tęczówki chłopaka. Byłam bardzo szczęśliwa, chyba najszczęśliwsza na świecie. Miałam kochanego chłopaka, który zawsze się o mnie troszczył i po, którego codziennie przychodziłam po treningu. To nic, że marzłam jak głupia wypatrując, czy już wychodzi. On wszystko rekompensował, bo wystarczy, że się pojawiał i już wszystko było dobrze. Uwielbiałam jego zapach, cudny uśmiech i świadomość, że jest tylko mój. Miałam Grześka Miętusa na wyłączność i zazdrościłam tego sama sobie.
- Chodź już, bo tu zamarzniesz. Obiecałem mojej mamie, że wpadniesz dziś do nas na obiad, będą twoje ulubione naleśniki. – powiedział Grzesiem ciągnąc mnie w stronę drogi.
- Kocham cię, wiesz? – wyszeptałam wtulając się w niego.
- Wiem i ja ciebie też. – odpowiedział szeptem brunet i schylił się złączając nasze wargi razem.
26, marca 2013r
Szłam jedną z mocno zaśnieżonych uliczek Zakopanego. Wszędzie dookoła panował mrok, a jedynym źródłem światła wskazującym mi drogę były ustawione w rzędzie latarnie. Jedna obok drugiej stały niczym strażniczki pilnując, aby nikt nie zboczył ze ścieżki. Mi, jednak nie musiały pomagać, znałam drogę na pamięć. Chodziłam tędy od dwóch lat, kurs Dom-Skocznia był mi doskonale znany. Teraz, jednak przyspieszyłam kroku spoglądają na zegarek i dostrzegając, że jestem mocno spóźniona. Wieczorny trening Grześka zakończył się już piętnaście minut temu, a on pewnie nadal stał i marzł czekając na mnie.
- Gdzieś ty się tyle podziewała? – usłyszałam z ust niebieskookiego, kiedy dotarłam na miejsce.
Pełen pretensji głos mojego chłopaka lekko mnie zasmucił.
- Tak wyszło, przepraszam. – odpowiedziałam posyłając brunetowi skruszone spojrzenie.
- Wiecznie, to samo. Czy ty nigdy nie potrafisz być na czas? – na słowa Grześka poczułam ukłucie w sercu. Zawsze mnie o wszystko obwiniał.
- Naprawdę starałam się, jak mogłam, żeby zdążyć. – próbowałam się tłumaczyć chodź i tak wiedziałam, że to nic nie zmieni.
-Daruj już sobie. Wiem, że masz pełno spraw ważniejszych ode mnie. Powinienem się przyzwyczaić. – burknął brunet i ruszył w stronę ulicy nie czekając na mnie.
Nasza relacja przez dwa lata trwania naszego związku bardzo się zmieniła. Sielanka była tylko chwilowa. Gdzieś w połowie wielkie uczucie wygasło, słodkie słówka przestały się pojawiać, a romantyczne gesty stały się rzadkością na końcu w ogóle zanikając. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz Grzesiek mnie przytulił i powiedział, że kocha. Jego zakochane, pełne radości spojrzenie mogłam oglądać już tylko we wspomnieniach. Ten Grzesiek, w którym się zakochałam, ten wesoły, dowcipny podrywacz gdzieś wyparował, zniknął, a ja straciłam wszelką nadzieje, że kiedykolwiek powróci. Nasze rozmowy zastąpiły ciągłe kłótnie, o wszystko, nawet najmniejszy drobiazg. Zaczynało się cudownie, jak w bajce. Czuliśmy się, jak królowie Zakopanego, młodzi i zakochani mogliśmy wszystko. Nie wiem, co stało się z naszym uczuciem, nie wiem i chyba nigdy się tego nie dowiem. Marzyłam, żeby, to naprawić, żeby było jak dawniej, ale później pojawił się on. A on wszystko zmienił.
_______________
Skoczkowy sezon już się skończył, ale ja nadal czuje ten klimat czego efektem jest powyższy
prolog. Nie wiem sama czemu zabieram się za coś nowego, skoro
nie skończyłam jeszcze mojego poprzedniego opowiadania. Mam nadzieje, że dam
sobie radę z dwoma.
à Opowiadanie dedykowane mojej przyjaciółce rzeczywistej
odpowiedniczce głównej bohaterki, której historia stała się inspiracją do tego
opowiadania.
łaaaaaaaaa! czemu nie dałaś znać, że zaczęłaś coś nowego? :D
OdpowiedzUsuńŚwietny początek, naprawdę! Aż nie mogę się doczekać, jak to wszystko się dalej potoczy :) I po cichu czekam na pojawienie się Bartka! haha [ale ciiii, żeby Maciej nie był zazdrosny!]
http://na-pare-chwil.blogspot.com/
(skomlę i błagam o wyłączenie tej obrazkowej weryfikacjiiiii, pliiiiis ;d )
Zaciekawiłaś mnie tym prologiem. Chociaż to dopiero początek opowieści, już zaskarbiła sobie ona moją sympatię i na pewno odwiedzę Cię jeszcze nie raz. ( No i jest Bartek, a jak jest Bartek, to musi być i morka...)
OdpowiedzUsuńPóki co życzę Ci weny i wielu pomysłów, oraz dziękuję za miłe słowa u mnie. Zapraszam także na jeszcze-blizej.blogspot.com
Pozdrawiam!
Ciekawi mnie, cóż też to za "on" się pojawił. Gdybym ja byla dziewczyną Miętusa, to na każde spotkanie przychodziłabym chyba z 30 min. wcześniej, żeby nie czuł się opuszczony :D
OdpowiedzUsuńBędę czytać, bo fajnie się zapowiada :)
Grzesiek, pierwsze widzę i już chcę więcej, Grzesiek jest świeży lubię go i ja tu będę, jeśli zaprosisz. Boże znów mówię chaotycznie. Wygasło, samo nie wygasło, jak to mówi mój tata, a wracając, o związek trzeba się starać i go pielęgnować, nie dawając drugiej osobie odejść za daleko widocznie tego własnie zabrakło, ale i tak liczę na to, że się odnajdą. Przeczuwam Bartka w roli tego złego, ale nie zrobisz mi tego, prawda?
OdpowiedzUsuńnowy na obrazenia-wewnetrzne.blogspot.com ;d
Jest Grześ, jest Bartuś, wiedz, że ja jestem happy ;D
OdpowiedzUsuńŚwietny prolog, masz fajny styl pisania. Czekam niecierpliwie na następny rozdział :)
Jak można proszę o info <3
Pozdrawiam :)
[norwegian-dreams.blogspot.com]
Uuu, zapowiada się ciekawie. Opowiadania z Grześkiem w roli głównej jeszcze nie czytałam ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
zatrzymaj--mnie.blogspot.com
be-my-lover.blogspot.com
Wow ! Zapowiada się fajne opowiadanie :) Napisałaś bardzo ciekawy prolog. Masz bardzo fajny styl pisania, co powoduje, że twoją historię czyta się lekko i przyjemnie :D No cóż z niecierpliwością czekam na pierwszy rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dużo weny życzę :)
Jeśli masz chwilkę czasu zapraszam do mnie na: http://my-dreams-world-story.blogspot.com/
Przeczytałam prolog i moge powiedzieć tylko jedno : łaaaał !! *.*
OdpowiedzUsuńZapowiada się świetnie !
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, a tymczasem zapraszam do mnie :
http://ski-lovestory.blogspot.com/